wtorek, 20 maja 2014

Chapter 11. Crimes.

-Dziękuję Ci za dziś. Było cudownie - uśmiechnęłam się stojąc przed Justinem.
-Cieszę się, że mogłem pomóc.
Nagle zapaliło się światło na dworze. To oznaczało tylko jedno, są rodzice! Zawsze gdy wracałam późno i zauważyli mnie pod drzwiami zapalali światło, mój brat tak nie robił, więc to tylko potwierdziło moje myśli.
-Rodzice - szepnęłam sama do siebie.
-Hm?
-Moi rodzice wrócili.
Jak na zawołanie drzwi się otworzyły a Justin poleciał do tyłu, ponieważ stał oparty o drzwi.
-Cześć tato - powiedziałam rozbawiona.
Justin leżał pocierając się o tył głowy.
-O, przepraszam - powiedział mój ojciec, podając Justinowi dłoń.
-Nie, nic się nie stało - powiedział szatyn wstając, za pomocą mojego ojca.
Nagle za ojcem pojawiła się moja matka.
-Um, to jest Justin, mój przyjaciel - powiedziałam do rodziców oraz położyłam rękę na plecach szatyna i zaczęłam je uspokajająco gładzić. - A to moi rodzice.
Moja matka wyciągnęła dłoń w kierunku Justina, a ten ją ucałował.
-Oh, jaki gentleman - westchnęła matka. - Rzeczywiście zadziwiająco przystojny jak mówiłaś.
-Mamo! - jęknęłam a Justin zachichotał.
Jaki wstyd! Po rozpoczęciu roku jak rozmawiałyśmy opowiadałam jej o Justinie. Mówiłam, że jest przystojny, ale wtedy nie wiedziałam, że powie to przy nim.
-Może wejdziemy do środka? Nie będziemy chyba tak stać w drzwiach - zaproponował ojciec.
Pokiwaliśmy głowami, a ja posłałam przepraszający uśmiech w stronę Justina. Była już osiemnasta, a moi rodzice w domu? Zazwyczaj przyjeżdżali albo w nocy, albo nad ranem. W dodatku nic nie wspominali, że dziś wracają. 
-Właśnie robię kolację, zostaniesz Justin? - zapytała moja matka.
-Jeśli to nie problem.
-Jaki problem! - rzekł mój ojciec.
-To z chęcią - uśmiechnął się szatyn.
-Właśnie się zaczyna mecz, lubisz piłkę nożną? - zapytał Justina ojciec.
-Uwielbiam - przyznał.
I takim to sposobem siedzieli w salonie przed plazmą, wykrzykując nazwiska piłkarzy, a ja z mamą robiłyśmy kolację.
-Naprawdę przystojny ten Justin. A jaki gentleman!
-Mamo, uspokój się. W ogóle to nic nie wspominaliście że wracacie.
-Oh, tak jakoś to wyszło. Skończyliśmy wcześniej projekt i mogliśmy wracać w końcu do domu. 
-Znasz moje zdanie na ten temat. 
-Tak, tak. Mogliśmy znaleźć sobie pracę na miejscu. A Ty znasz moje zdanie na ten temat - westchnęła wkładając zapiekankę do piekarnika.
Następnie porozstawiałyśmy wszystkie potrzebne naczynia na stole w jadalni. Wystawiłam różne napoje, między innymi soki oraz colę. 
Po piętnastu minutach wyjęłyśmy zapiekanki oraz zawołałyśmy płeć męską. Cała moja rodzina i Justin zasiadła do stołu.
-Smakuje Ci? - spytała moja matka Justina.
-Tak, jest przepyszna - uśmiechnął się szeroko.
Szatyn spojrzał na swój telefon, który wibrował. Jego wyraz twarzy całkowicie się zmienił, ale nie chciałam o to pytać. Nie dziś.
Gdy skończyliśmy jeść, rodzice zaczęli zadawać mnóstwo pytań. Na początku jak się poznaliśmy, co mnie trochę zamurowało i prawie się rozpłakałam. Justin widząc moją reakcję zaczął gładzić moje udo i wymyślił bajkę, że wpadliśmy na siebie w szkole podczas lunchu. Potem były typowe pytania, ale wiedziałam że Justina zabolało jedno. "Gdzie pracują Twoi rodzice?". Jego rodzice.. Musiało go to zaboleć, dlatego wtedy kopnęłam matkę pod stołem, informując ją tym, że to wrażliwy dla niego temat. 
-Um, Justin - zwróciłam się do szatyna. - Chciałabym coś Ci pokazać. Chodźmy na górę. 
Uśmiechnęliśmy się do rodziców oraz Jasona i ruszyliśmy na górę. Gdy znaleźliśmy się w pokoju, od razu oparłam się o drzwi z jękiem.
-Przepraszam za nich. Szczególnie za ciekawską matkę.
-Nic się nie stało. To normalne, że chciała wiedzieć.
-Pewnie będzie mnie o to pytać potem.
-Powiedz po prostu, że nie mam rodziców - wzruszył ramionami.
-Ale Justin.. - zaczęłam.
-Sely, ja nie mam rodziców. Powiedz im prawdę.
-Ale Justin, Ty masz rodziców..
-Nie mam. 
Cholera!
Podeszłam do chłopaka i wtuliłam się w jego ciało. Szatyn był najpierw zdziwiony, ale po chwili jego ramiona oplotły moje ciało. 
-Nie mów im o tym, okey? Lepiej będzie gdy nie będą wiedzieli. Wtedy od razu byłbym skreślony - westchnął. 
Niepewnie przytaknęłam głową.
On powiedział że nie ma rodziców.. Musi mu być cholernie ciężko, a to ja cały czas się załamuje z powodu jebanej miłości. Tu on naprawdę cierpi, a ja nie robię nic. Justin robi wszystko, a ja nic. Ugh, muszę zacząć coś robić. Szatyn udaje że wszystko jest w porządku, albo naprawdę się z tym pogodził. Cóż, muszę brać z niego przykład. Głowa do góry i do przodu. 
-Chciałbyś o tym kiedyś pogadać? - spytałam niepewnie.
-O czym?
-Um.. no o swojej.. 
-O rodzinie? Nie, nie chcę o tym rozmawiać. Dla mnie to skończony temat, nie mam rodziny i już. Mam tylko Ciebie i Alexa.
Mam tylko Ciebie..
Nie panowałam nad tym, ale po prostu pocałowałam Justina w policzek. 
-A za co to? - uśmiechnął się i dotknął miejsca w którym kilka sekund wcześniej spotkały się moje wargi.
Uśmiechając się wzruszyłam ramionami.
-Um, będziesz w sobotę na imprezie u mnie? - zapytałam.
-A co się kroi?
-Moje i Vanessy urodziny.
-N-naprawdę? Masz w so-sobotę urodziny? - spytał dość zmieszany, co wywołało u mnie śmiech.
-Tak, razem z Van, w tym samym dniu.
-Nic o tym nie wiedziałem - pokręcił głową. - Nic nie mówiłaś.
-Bo nie pytałeś.
-Ugh, jasne że będę. Co byś chciała dostać?
-Ciebie tańczącego nago z Alexem - zaśmiałam się.
Justin mi zawtórował, ale po chwili spoważniał.
-Serio? Bo wiesz, da się załatwić..
-Nie! - przerwałam mu. - Po prostu bądź zawsze przy mnie.
-Będę - potarł moje nagie ramię, a przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. 
-Dziwię się, dlaczego jeszcze nie masz dziewczyny.
-A dlaczego miałbym mieć?
-Jesteś przystojny, kochany, opiekuńczy, jak tu Ciebie nie chcieć? - zaśmiałam się.
-Zapomniałaś dodać seksowny - poruszył brwiami w górę i w dół.
-Oh, jak mogłam zapomnieć - uderzyłam się z płaskiej dłoni w czoło. - A tak na poważnie?
-Tak na poważnie - powtórzył. - Mimo, że minęło już pół roku od śmierci Melanie, nadal nie mogę o niej zapomnieć. Staram się nie patrzeć codziennie na jej zdjęcie, ostatnio mi się to udaje. Pewnie teraz się zastanawiasz po co mi jej zdjęcie, skoro próbuje zapomnieć. Chcę mieć jakąś cząstkę Mel przy sobie, dlatego gdy bardzo mi jej brakuje patrzę na to zdjęcie i wyobrażam sobie, że jest obok mnie. 
-Nadal ją bardzo kochasz, prawda?
-Nie - zaprzeczył co mnie kompletnie zdziwiło.
No to nie rozumiem. O co chodzi z tym?
-Wyprzedzę Twoje pytanie. Nie kocham jej tak jak wtedy, ale nadal jest w moim sercu. Nigdy jej nie zapomnę, chociaż pogodziłem się z jej śmiercią. Ale nadal chcę mieć ją przy sobie, dlatego to zdjęcie. Po prostu boję się, że któregoś dnia wstanę i zapomnę jak wyglądała. 
-Nie chcesz stracić wspomnień z nią związanych - stwierdziłam kładąc ręce na jego ramionach.
Justin spojrzał na mnie smutno. Uśmiechnął się najsmutniejszym uśmiechem, jaki w życiu widziałam.
-Czuję to samo. Tylko że..
-Że Freddie żyje i rozstaliście się bo Cię zdradził? To nie jest to samo, ale chyba czujesz to co ja. 
-Wiem, sytuacje są inne, ale uczucia podobne. Um, wiesz Justin, chciałabym czasem wiedzieć dlaczego on porwał Melanie. 


Justin's POV:

-Wiem, sytuacje są inne, ale uczucia podobne. Um, wiesz Justin, chciałabym czasem wiedzieć dlaczego on porwał Melanie - powiedziała.
Całkowicie padłem. Jak ja mam jej to wytłumaczyć?
Sory Sel, ale to było tak: nie oddałem mu kasy, źle się sprawowałem, olewałem pracę, a on po prostu porwał Melanie a potem ją zabił na moich oczach. Taa po prostu, fajna historia, nie?
-Jeśli nie dasz rady o tym teraz rozmawiać to w porządku. Nie naciskam - uśmiechnęła się pocierając moje ramiona. 
Kocham tą dziewczynę. Zawsze wie czego chcę a czego nie. 
-Kiedyś Ci opowiem, obiecuję.
-Jak będziesz gotowy - uśmiechnęła się.
-Jak będę gotowy - przyznałem.
-A wracając do tego że jesteś seksowny - potarła się po podbródku w zamyśleniu. - Wcale nie jesteś taki seksowny i przystojny.
-Nie? - podniosłem jedną brew z uśmiechem wiedząc w co zamierza grać.
-Nie. Jest tyle seksownych aktorów.
-Na przykład? - zapytałem szeptem do jej ucha.
Jej reakcja była urocza, cała oblała się rumieńcem, co próbowała zakryć przez włosy.
-Na przykład Ian Somerhalder i Mario Casas. 
-Jestem od nich seksowniejszy, przyznaj - szepnąłem cwaniacko lekko dotykając wargami jej ucha.
-Przekonaj mnie bardziej - odpowiedziała uwodzicielskim tonem.
Cóż, chce ze mną pogrywać. W porządku, zabawmy się.
Lekko musnąłem wargami jej ucho a następnie miejsce pod nim. Powolnie całowałem linię jej szczęki a następnie kąciki ust. Cały czas, nie zrywając kontaktu wzrokowego, zwiedzałem wargami jej twarz. Nie powiem, że nie sprawiało mi to przyjemności, wręcz przeciwnie. To było cudowne być blisko niej i całować ją. Była taka piękna, perfekcyjna. Zdecydowanie była jedną z najpiękniejszych kobiet na świecie. Nigdy dotąd nie spotkałem piękniejszej.
-Justin - jęknęła gdy zrobiłem malinkę, dalej całując jej szyję. - Justin przestań.
-Dlaczego?
-Różnie to odbieram - westchnęła ciągnąc za końcówki moich włosów.
-Odbieraj to jako przekonywanie do tego, że jestem seksowny - mruknąłem między pocałunkami.
-Justin, już nie chcę.. - szepnęła a ja niechętnie się od niej oderwałem.
-Dobrze - uśmiechnąłem się.
-O mój boże, dlaczego Ty to zrobiłeś?! Już chyba trzeci raz!
-Chciałaś bym Cię przekonał. Daj spokój Sel, nie chcę Cię wykorzystać czy coś.
Spojrzała na mnie, jakby chciała wyczytać z moich oczu czy mówię prawdę. Po chwili pokiwała głową i uśmiechnęła się. Brunetka rzuciła się na swoje łóżko chichocząc oraz poklepując miejsce obok siebie. Od razu wylądowałem obok jej, sprawiając że lekko poturlała się w moją stronę przez ciężar.
-Powinienem być już w domu - westchnąłem.
-Zostań dziś - mruknęła bawiąc się moimi włosami.
-To może zamieszkamy razem, skoro cały czas śpimy ze sobą? - zaśmiałem się.
-O, dobry pomysł Bieber! - podparła się na łokciu i spojrzała na mnie.
-Żartowałem.
-Ale to naprawdę dobry pomysł! 
-Niby dlaczego? Wszyscy pomyślą, że jesteśmy razem. A Twoi rodzice? Nigdy się na to nie zgodzą. 
Czy ona mówiła poważnie? Jasne, wkręca mnie. 
-Ja po prostu uwielbiam z Tobą spać.
-To przytulaj się do brata. Prawda, nie jest tak seksowny i umięśniony jak ja, ale daje rade - zaśmiałem się.
-To nie to samo! Uwielbiam przytulać się do C i e b i e.
Znowu poczułem te przyjemne motylki w brzuchu. Na mojej twarzy wymalował się ogromny, szczery uśmiech.
-Chętnie bym został - spojrzałem na nią, była piękna. - Ale muszę jeszcze załatwić parę spraw.
-To powinieneś być w domu czy musisz załatwić parę spraw? - zapytała podchwytliwie.
-Kompletnie o tym zapomniałem, a muszę zrobić to jeszcze dziś. 
-No dobrze - powiedziała ale ja doskonale wiedziałem, że mi nie uwierzyła. - Odprowadzę Cię.
Skinąłem i wstaliśmy z łóżka. Szła przede mną, jakby była obrażona. Przejdzie jej do jutra, albo będzie wypytywać. Mam całą noc i poranek na obmyślenie dobrej historyjki. 
Gdy schodziliśmy po schodach nie mogłem się powstrzymać, w sumie jak zawsze. Spojrzałem się na jej tyłek. No ale halo, robię tak codziennie! 
-Dobranoc - powiedziałem mijając salon, gdzie siedzieli rodzice brunetki.
Dorośli odpowiedzieli z uśmiechami a Sely złapała mnie za dłoń. Poprowadziła mnie do drzwi i oparła się o nie. 
-Sel, wiem że nie chcesz abym szedł, ja też nie chcę..
-To nie idź - przerwała mi.
-Muszę. 
-Nie chcę dziś spać sama. Boję się - szepnęła.
-Czego? - zmarszczyłem brwi patrząc jej w oczy.
-Boję się, że zacznę płakać. Boję się, że przyśni mi się chłopak o imieniu rozpoczynającym się na literę F. Nie chcę być tak słaba, Justin - wbiła wzrok w podłogę.
-Wiem skarbie - pogłaskałem ją po włosach. - Wrócę jak załatwię wszystko, dobrze? 
-Obiecujesz? - podniosła swój wzrok na mnie. 
-Obiecuję.
-Wejdziesz jak normalny człowiek przez drzwi czy przez balkon? Osobiście preferuję drzwi.
-Wiesz, ja preferuję balkon - nachyliłem się do jej ucha. - Nie czekaj na mnie. Idź spać ale zostaw otwarte drzwi balkonowe. Okej?
Brunetka chętnie pokiwała głową a ja ucałowałem jej czubek głowy. Otworzyła mi drzwi i ostatni raz na nią spojrzałem zanim wyszedłem.
Oby na mnie nie czekała.
Czym prędzej wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem. Jak najszybciej musiałem znaleźć się na pewnej ulicy. 
Pewnie zastanawiacie się, jakiego sms'a dostałem podczas kolacji. Od Rogera. Chcę się spotkać i to jak najszybciej przy opuszczonych magazynach. Jest to w pewien sposób niebezpieczne, ale wierzę że wyjdę cało. Jakby chciał mnie zabić, dawno by to zrobił. On chce porozmawiać. Tylko jeszcze nie wiem o czym.
Na wszelki wypadek wyjąłem z bagażnika, dobrze ukrytą broń. Naładowałem ją a następnie schowałem za pasek spodni. Co prawda, wyszedłem już z wprawy, ale chyba sobie poradzę. Ruszyłem przed siebie, widząc zapalone światło. 
-Bieber, zapraszam - usłyszałem znajomy mi głos.
Wszedłem do magazynu a tam stało z dwunastu moich dawnych znajomych z "pracy". Czyli pracownicy Rogera. Byli w tym dobrzy, ale nie tak jak ja, a Roger doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Są w podobnym wieku co ja, Roger tylko takich bierze. Cóż, ich jest dwunastu z pewnością wyposażonych w bronie, a ja tylko jeden. Muszę zachować spokój.
-O co chodzi? - ledwo zdobyłem się na opanowany ton.
-Zaliczyłeś już tą przeuroczą brunetkę o pięknych, szczupłych nogach?
Cholera! Mam przejebane. Zapomniałem, że będzie mnie obserwował, nawaliłem. 
-Jeszcze nie - powiedziałem obserwując każdego.
-Bo kłamałeś. Zależy Ci na niej.
-Nieprawda - przełknąłem ogromną gulę w gardle, która narastała z każdym słowem Rogera.
-Obserwujemy Cię. Cały czas. Na przykład dziś. Pod jej domem, wieczorem. 
-Podsłuchiwaliśmy was - odezwał się któryś za mną.
-Nie przerywaj - ostrzegł go Roger. - A więc, Justin, co teraz?
-Czego ode mnie chcesz? - syknąłem.
-Jesteś mi potrzebny.
-Do czego znowu?
-Potrzebujemy kogoś takiego jak Ty. Jeszcze nikt nie jest tak dobry jak Ty. Nie daj się prosić, dołącz do nas.
-Nigdy w życiu - parsknąłem.
-W takim razie pożegnaj się z każdym na kim Ci zależy. Szczególnie z przeuroczą Seleną, która jest teraz obserwowana.
Jak na potwierdzenie swoich słów pokazał mi laptop, na którym widniał obraz pokoju Seleny. Jak mogłem nie zauważyć tej pieprzonej kamery? 
-Justin, cały czas Cię obserwujemy. Wiemy, że coś do niej czujesz. Dołącz do nas a nic się jej nie stanie. Będzie dalej prowadzić nudne życie nastolatki. Pomyśl o tym, uratujesz jej życie, czyż to nie w Twoim stylu?
-Nie będę w Twoim popierdolonym gangu - dokładnie wypowiedziałem każde słowo.
-Kochasz ją? - zapytał jakiś młody kretyn.
-Gówno Ci do tego - odpowiedziałem.
Czy kochałem? Nie wiem.
-Kocha, to widać na pierwszy rzut oka. A uwierz, wiemy wszystko o tej dziewczynie. Wszystko.
-Nic o niej nie wiecie.
-Boyd był w waszej szkole na balu. Nakrył jej chłoptasia i wysłał do niej sms'a gdzie ma iść by się z nim zobaczyć. Następnie biedulka wyparowała ze szkoły potykając się o własne nogi. A kto się wtedy pojawił? Justin! - klasnął Roger.
Roger Terry - najgorszy sukinsyn na świecie -  zapamiętać.
-Zawsze się obok niej pojawiasz. Widać, że zależy Ci na niej bardziej niż na własnej rodzinie - powiedział koleś za Rogerem.
Pamiętam tego kolesia. Byliśmy dobrymi kumplami, można nawet powiedzieć że przyjaciółmi. Jednak ja wyjechałem, biorąc ze sobą Alexa z tego pieprzonego gangu, a on został z Rogerem. Na imię miał Scott, był w moim wieku. Spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłem.. zawiedzenie? Jest na mnie wkurzony bo to nie jego zabrałem z gangu? Nawet nie wiedziałem czy chciał..
-Zastanów się nad tą decyzją. 
-To wszystko? - zapytałem udając znudzonego.
Roger skinął, a ja czym prędzej się wycofałem. Byłem tak bardzo wkurzony, nie mogłem wytrzymać. Pojadę i zniszczę tą pierdoloną kamerę. 
Jak on tak może?! Jeszcze mu kurwa mało?! Zabił Melanie przede mną! To już szczyt wszystkiego. 
Wściekły wsiadłem do swojego samochodu i odłożyłem broń do skrytki przed miejscem pasażera z przodu. Uderzyłem pięściami w kierownicę, co spowodowało że rozległ się klakson, ale nie obchodziło mnie to. Szarpnąłem za kluczyk i odpaliłem samochód. Z piskiem odjechałem z tego pieprzonego miejsca. 
   Parkując kilka domów przed Seleny wziąłem głęboki oddech. Uspokoiłem się nieco i ruszyłem przed siebie. Jak najciszej potrafiłem, wszedłem przez furtkę. Wszystkie światła były pogaszone. 
Szybko przebiegłem na tyłu domu i wdrapałem się na balkon. Można powiedzieć, że zwinnie mi to poszło. Rozejrzałem się i dostrzegłem tą kamerę. Najpierw podszedłem do okna, Seleny nie była w łóżku co było chyba plusem, bo mogłem spokojnie zniszczyć to cholerstwo. Uderzyłem w to pieprzone kółko i się rozbiło. Widziałem, że moje dłonie krwawią, ale dalej w to uderzałem. Byłem tak cholernie wściekły na Rogera i na siebie. Z całej siły uderzyłem jeszcze raz, aż całkiem odpadła. Zgniotłem ją nogą z całej siły a następnie rzuciłem do sąsiadów. Spojrzałem na swoje dłonie, całkowicie teraz krwawiły. Zauważając wychodzącą Selenę z łazienki, przyległem do ściany. Usłyszałem przekręcanie zamka i od razu węzeł przekleństw wyleciał z moich ust. Muszę szybko coś wymyślić!
-Buu! - krzyknąłem.
Dobry pomysł, Bieber, przestrasz ją.
-Boże zwariowałeś?! - pisnęła kładąc sobie dłoń na sercu.
-Na Twoim punkcie, owszem - uśmiechnąłem się.
-Właź - zaśmiała się popychając mnie.
Niepewnie wszedłem do sypialni chowając dłonie w kieszonki moich spodni. I tak to cholerstwo widać!
-Uwaga pilne. Muszę do toalety; teraz! - powiedziałem a brunetka zaczęła się śmiać.
Gdy chwyciłem za klamkę drzwi poczułem uścisk na ramieniu. No to po mnie. 
-Co Ci jest?! - zapytała przerażona łapiąc za moje dłonie.
-Nic takiego.
-Justin, co Ty sobie zrobiłeś?!
-Lekko się pokaleczyłem, nic poważnego.
-Mówiłam abyś nie wchodził przez balkon! 
Aa, no to spoko. Niech myśli, że zrobiłem to wchodząc na balkon. 
Bez słowa pociągnęła mnie do łazienki i odkręciła wodę. Wsadziła moje dłonie pod nią na co cicho syknąłem. Kurwa, jakie to zimne. Selena delikatnie musnęła swoimi dłońmi moje aby zmyć krew. 
-Muszę Ci je zabandażować - oznajmiła.
-Wcale nie musisz - zaprzeczyłem. - Sel, nie przestań, nie trzeba - powiedziałem gdy dziewczyna wyjęła apteczkę.
-Umyj się, a potem mnie zawołaj - oznajmiła a potem wyszła.
Westchnąłem a następnie rozebrałem się do naga. Dostrzegłem na blacie moje bokserki, które pewnie kiedyś u niej zostawiłem. Czym prędzej wszedłem do kabiny i odkręciłem kurki. Poczułem na ciele gorącą wodę a moje mięśnie całkowicie się rozluźniły. Namydliłem swoje ciało oraz włosy a następnie spłukałem pianę. Postałem jeszcze chwilkę a potem zakręciłem kurki. Gdy już wyszedłem owinąłem swoje ciało puszystym beżowym ręcznikiem. Wytarłem swoje ciało do sucha a następnie nałożyłem bokserki. Doprowadziłem łazienkę po sobie do porządku a następnie otworzyłem drzwi wołając cicho brunetkę. Ta od razu ruszyła w moim kierunku i zabrała się za opatrzenie moich "ran". Przecież to nic takiego, a ona tak się tym przejmuje, co jest szalenie słodkie z jej strony. 
-Twoi rodzice wiedzą, że u Ciebie śpię?
-Nie - wzruszyła ramionami. - Powiem im, że zadzwoniłam do Ciebie w nocy abyś zabrał coś ważnego dla Ciebie i chciałam żebyś został bo jakiś wariat jeździł po naszej ulicy. 
-Dobrze to wszystko obmyśliłaś.
-No miałam dużo czasu na to - wypomniała mi moją długą nieobecność.
-Chodźmy już spać - zaśmiałem się.
Dziewczyna pokiwała głową a chwilę potem leżeliśmy na łóżku nakryciu po samą szyję. Przysunąłem się do niej i oplotłem jej talię rękoma. Selena obróciła się do mnie przodem chowając swoją twarz w moją klatkę piersiową. Uśmiechnąłem się a chwilę potem oddałem się Morfeuszowi.


Selena's POV:

Obudziły mnie przyjemne promienie słoneczne padające prosto na moją twarz. Mruknęłam pod nosem a następnie rozejrzałam się. Leżałam na brzuchu, a głowę miałam obróconą w kierunku szatyna, którego ręka spoczywała na moim tyłku. Dokładnie, na tyłku. Jak najdelikatniej potrafiłam zdjęłam ją, ale Justin dalej spał. Powoli wstałam z łóżka wyciągając ręce. Była już dwunasta, a ja byłam cholernie wyspana jak nigdy. Z uśmiechem ruszyłam w stronę szafy. Wyciągnęłam z niej mój dzisiejszy zestaw i weszłam do łazienki. Nałożyłam na siebie czystą bieliznę, poprzednio wrzucając piżamę do kosza na brudy. Ubrałam następnie ciuchy, koszulkę wkładając w szorty z wysokim stanem. Postanowiłam nie robić żadnego makijażu, więc tylko przemyłam twarz lodowatą wodą. Całkiem rozbudzona opuściłam pomieszczenie, poprzednio gasząc światło. Przed wyjściem na korytarz, spojrzałam ostatni raz na śpiącego Justina. Wyglądał tak słodko, grzywka lekko opadała mu na czoło. Z uśmiechem zamknęłam cicho drzwi. Po drodze na dół, zajrzałam do sypialni brata oraz rodziców ale żadnego z nich nie było. Rozejrzałam się w salonie oraz kuchni, ale również ich tam nie było. Na lodówce dostrzegłam kartkę, którą od razu zerwałam.

Jason wyszedł do znajomych, a my pojechaliśmy na wesele naszych przyjaciół. Wiemy, że jeszcze wcześnie, ale poprosili nas o pomoc w przygotowaniach. Upiecz sobie tosty skarbie, miłego dnia.
Rodzice.

No to nikt się nie skapnie, że był u mnie Justin. Wspaniale. 
Zajrzałam do lodówki, a tam były tosty, tylko że nie upieczone. Podłączyłam toster, a następnie wsadziłam kanapki. Poczekałam kilka minut i gdy usłyszałam pikanie wyłączyłam toster. Usiadłam przy wysepce kuchennej po czym nalałam sobie pomarańczowego soku. Upiłam mały łyk napoju a chwilę potem konsumowałam swoje śniadanie.
-Cześć - usłyszałam zachrypnięty głos. - Jak się spało?
-Hej, dobrze - odpowiedziałam patrząc na zaspanego Justina, nawet wtedy był seksowny.
-Co dziś robimy? - usiadł obok mnie.
Wzruszyłam ramionami.
-To ja teraz pojadę do siebie i się trochę ogarnę. Potem wrócę i coś wymyślimy, okej? - zapytał.
-Może najpierw coś zjesz?
-Okej, okej.
Szybko upiekłam tosty dla szatyna i mu podałam. Skończyłam swoje jedzenie a następnie wsadziłam brudne naczynia do zmywarki.
-To ja lecę, będę za piętnaście minut - ucałował mój policzek a chwilę potem usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
Sprzątnęłam naczynia po Justinie i postanowiłam obejrzeć coś przez ten czas w telewizorze. Położyłam się wygodnie bokiem do plazmowego telewizora a następnie go włączyłam. Podłożyłam pod głowę jeszcze poduszkę i zagłębiłam się całkowicie w serialu. Oczywiście nie mogło to trwać długo, przez pieprzony dzwonek.
Niechętnie wstałam z wygodniej kanapy i bez sprawdzenia kto się za nimi kryje, otworzyłam je całkowicie. 
-I tak się wita McCartney'a! - krzyknął wchodząc do domu.
Ach, kto go zaprosił? 
-Wynoś się z mojego domu - powiedziałam niepewnie.
-Coś mówiłaś? Wybacz, jestem zbyt zajęty Twoim ciałem.
-Wynoś się! - krzyknęłam na cały dom.
-Whoaa! Kochanie uspokój się.
-Nie jestem żadnym Twoim pieprzonym kochaniem!
-Chcesz się założyć? - uśmiechnął się łobuzersko.
Chwilę po tym przycisnął mnie do ściany. Mój oddech momentalnie przyśpieszył. Modliłam się, aby mnie zostawił, modliłam się by Justin wrócił.
Freddie przyssał się do mojej szyi, ale od razu się oderwał.
-Co to do cholery jest?! Kto to kurwa zrobił, bo nie ja! - wrzasnął, sąsiedzi z pewnością usłyszeli.
Wiedziałam na co patrzył. Na malinkę, którą zrobił wczoraj Justin. 
-Pytam się kurwa! No to teraz kurwa się pochwal kto był Twoim pierwszym! - uderzył pięścią w ścianę przy mojej głowie.
-Nikt! 
-Nadal cnotka? Idealnie. Pożegnaj się z dziewictwem, mam zamiar Ci je skraść, właśnie teraz - mruknął do mojego ucha, jeżdżąc dłońmi po moim brzuchu.
-Zostaw mnie! - piszczałam. - Freddie zostaw mnie! Zostaw! Błagam Cię.. Freddie.. przecież Cię kochałam..
-Kochałaś? - uniósł brew. -Teraz już nie kochasz? - zapytał wkurzony.
-Teraz Cię nienawidzę!
-Szkoda - wzruszył ramionami.
Do moich oczu napłynęły łzy, nie chciałam obecnej sytuacji. Nie chciałam zostać zgwałcona. Nie chcę. Nigdy nie będę chcieć. Chcę, żeby on mnie tylko zostawił. Niech on mnie zostawi, proszę..
Freddie uniósł mnie i widząc, że nie mam zamiaru opleść jego talii, posadził mnie na komodzie. Stracę dziewictwo na komodzie, perfekcyjnie.
-Zostaw mnie! Zostaw! Zostaw! Z o s t a w m n i e!
Chłopak szybko zdjął mi moją koszulkę i spojrzał na piersi z pożądaniem. Zrobiło mi się niedobrze. Chciałam wymiotować, krzyczeć, piszczeć a jedyne na co mogłam się wysilić to płacz. A bardziej szloch.
Jedną dłonią zgniatał moją pierś, a drugą próbował uporać się z rozporkiem. Cały czas zachłannie całował moje usta, ale nie oddałam ani jednego pocałunku przez szloch.
-Przestań ryczeć i wysil się do kurwy - szepnął prosto w moje usta.
-Zostaw mnie.. proszę puść - jęknęłam płacząc.
Obraz stawał się coraz mniej widoczny, łzy zasłaniały mi wszystko. Freddie szarpnął za moje spodnie, które spadły z moich nóg w szybkim tempie. Byłam przed nim w samej bieliźnie i nadal chciało mi się wymiotować. Zaczął jeździć dłonią po mojej kobiecości, przez co było mi słabo i coraz mniej widziałam. Robił coraz bardziej intensywne ruchy, drugą dłonią zgniatając moją pierś, a wargami całując okolice obojczyków.
-Puść mnie Freddie.. błagam.
-Oh, no zamknij się.
-Nie wiesz co robisz - szlochałam.
-Doskonale wiem, więc przymknij się. 
Poczułam chłód, zdałam sobie sprawę, że oficjalnie zostałam bez stanika. Freddie zaczął bawić się moimi sutkami, próbowałam go dalej jakoś odepchnąć, no ale na marne. Zamknęłam oczy, pozwalając łzom spokojnie spływać. To się stanie i nic mnie nie uratuje. Jestem słaba i głupia.
   Usłyszałam trzask drzwi i zanim zdążyłam otworzyć oczy, nie czułam na sobie niczyich rąk. Niepewnie otworzyłam oczy, czego pożałowałam, chociaż może nie? 
Freddie leżał na ziemi a Justin okładał go pięściami. Czym prędzej zeskoczyłam z komody i potykając się o własne nogi złapałam swoją koszulkę, nie martwiąc się stanikiem. Założyłam ją szybko na siebie a następnie spodenki wkładając je byle jak. Zaczęłam wycierać łzy oraz policzki aby obraz stał się normalny. 
Chłopak próbował się jakoś bronić, ale na marne. Widziałam jak szczęka Justina jest zaciśnięta, on nie odpuści. Nigdy. Jego żyły były strasznie widoczne, był naprawdę wkurzony.
-Jak śmiałeś ją dotknąć! - wykrzyczał prosto w twarz Freddiego. - Ostrzegałem Cię! Jesteś już martwy!
Justin nagle dostał więcej siły, a brunet zaczął tracić przytomność.
-Justin, zabijesz go! Zabijesz! - krzyczałam, próbując go jakoś odepchnąć.
-Chciał Cię zgwałcić! - przestał na chwilę go bić i spojrzał na mnie smutno.
-Zostaw go!
-Zasłużył!
-Co z tego?! Zostaw go! Powiedziałam, że masz go zostawić!
Bieber zignorował mnie i powrócił do wcześniejszej czynności. Nie wiedziałam co mam robić, Freddie był pół przytomny. Szybko pobiegłam do kuchni i zadzwoniłam po policję. Skróciłam sytuację i podałam adres. Dowiedziałam się, że radiowóz jest blisko mojej ulicy i za dwie minuty będzie, co mnie znacznie uspokoiło. 
-Proszę, zostaw go.. - szlochałam patrząc na to wszystko.
Freddie był cały we krwi. Bałam się, że Justin go zabił a ja nie zrobiłam nic, by temu zapobiec. 
-Proszę Cię - szepnęłam dławiąc się łzami. 
Chwilę potem usłyszałam wycie syren, co oznaczało że już koniec. Policja i pogotowie już jest. 
Drzwi otworzyły się z hukiem, policjanci od razu rzucili się na Justina. Po krótkiej chwili udało im się go odciągnąć od nieprzytomnego Freddiego. Od razu do niego podbiegłam i sprawdziłam puls.
-Oddycha! - krzyknęłam do funkcjonariuszy. 
Na moje słowa szatyn próbował się wyrwać, sami wiecie po co. Pogotowie ułożyło Freddiego na noszach  i wyprowadzili go z domu. Wszystko działo się w natychmiastowym tempie, że nawet nie pojęłam co się właśnie dzieje. 
-Jest pan aresztowany - powiedział funkcjonariusz.
-Ale wy nie wiecie co się stało! - krzyknął.
-Opowiesz nam to na komisariacie. Panią również zapraszamy - zwrócił się do mnie.
Nie chciałam tam jechać. Nie, nie, nie.
-Muszę się ubrać - szepnęłam zawstydzona zabierając swój stanik z podłogi. 
Wbiegłam do łazienki na dole i trzasnęłam drzwiami. Osunęłam się po nich i ponownie zaczęłam się dławić łzami. Muszę jechać na ten jebany komisariat, złożę zeznania i będę miała spokój. Zdjęłam bluzkę i szybko ubrałam biustonosz. Założyłam z powrotem koszulkę i włożyłam ją częściowo w szorty. Obmyłam twarz zimną wodą, chcąc się chociaż trochę doprowadzić do porządku.
-Wszystko dobrze? - usłyszałam głos zza drzwi.
Wytarłam twarz i opuściłam łazienkę. Policjant już na mnie czekał. Zabrałam klucze z komody oraz mój telefon. Zamknęłam dom na klucz a funkcjonariusz poprowadził mnie do radiowozu gdzie siedział już szatyn. Nawet się do mnie nie odezwał, choć cały czas patrzył. Przysunął się do mnie, nachylając się nad moje ucho zapytał:
-Nie zrobił tego, prawda? 
-Nie - szepnęłam.



Także tego, porobiło się. Dziękuję za 24 komentarzy pod 10 rozdziałem <3 Jesteście cudowni! Mam nadzieję, że pod tym będzie tyle samo albo i więcej! (: SCOTT ZOSTAŁ DODANY DO ZAKŁADKI HEROES, BĘDZIE DOŚĆ CZĘSTO W ROZDZIAŁACH, NIE TERAZ, ALE JUŻ NIEDŁUGO! (: Więc mam jeszcze jedno info! Zostało tylko kilka rozdziałów ze zwykłego życia Seleny i Justina, a potem wielkie buum! Może się domyślacie o co chodzi, jeśli oglądaliście zwiastun :) Przepraszam, że tyle musieliście czekać. Rozdział miał być wcześniej, ale cały czas go ulepszałam i poprawiałam, chciałam by wyszedł perfekcyjnie - skutek i tak jest odwrotny. Przepraszam za to nudne gówno, które ciężko się czyta! Drama! Buuum! LICZĘ NA KOMENTARZE! Much love ♥

11 komentarzy:

  1. Świetny rozdział długi i przyjemnie się go czyta ten Freddi jest walnięty, szkoda mi Seleny jak będzie miało się coś stać, mają normalne a tu taka buum będzie, masakra.
    Ou jako pierwsza komentuję.; DD / Aniaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski kuźwa no boski. Matko taki genialny ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest cudny :) Ja na miejscu Selly nie dzwonilabym na policje, juz sie boje tego co wymyslisz

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooooo ! * ___ *
    Cudowny jest ten rozdział ; *
    Kocham twój blog na maksa !
    Co do rozdziału nie mam żadnych zastrzeżeń ; ) Cieszę się że Justin ją uratował ! I nie pogniewałabym się gdyby go zabił XD Wiem, jestem wredna ; )
    Kocham Cię Dziewczyno <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju, rozdzial boski. Kiedy widzę, że dodałaś nowy rozdział, od razu mam uśmiech na twarzy. Dziękuje Ci za to, że tracisz tyle czasu i piszesz to opowiadanie. Nie mogę się doczekać nn. Jesteś cudowna, życzę weny <3
    http://help-me-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne czekam na dalszą akcję

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi się podobał ten rozdział, zresztą tak samo jak inne.. Zapraszam na mojego bloga - http://jussalling.blogspot.dk/ <3 :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojejku świetny bardzo, dopiero teraz go przeczytałam czekam na nn :**

    OdpowiedzUsuń