sobota, 10 maja 2014

Chapter 10. Thanks are important.


bardzo proszę każdego o przeczytanie notki pod rozdziałem, CHOLERNIE WAŻNE!



Selena's POV:


Justin uśmiechnął się szeroko, gdy zjadłam wszystkie kanapki przygotowane przez niego. Odstawiłam talerz na etażerkę i usiadłam przodem do szatyna. Dziś sobota, jutro niedziela i wracamy do szkoły. Nie wiem czy dam radę patrzeć na Freddiego. Najchętniej zmieniłabym szkołę, ale to by oznaczało że dałam mu wygrać i się poddałam. Nie ma tak łatwo, kochasiu. Nigdy więcej łez przez tego kretyna - jak mówił Justin. Ciekawe ile tak wytrzymam, mam nadzieję że już do końca. W końcu przejdzie mi. Oczywiście nie da się odkochać podczas jednego wieczoru, ale wiem że już mu nie wybaczę po raz drugi. To wszystko co usłyszałam zdecydowanie mnie do niego zniechęciło i obrzydziło. Poznam kogoś nowego, zakocham się i będę szczęśliwa. Los Angeles to ogromne miasto, z pewnością mi się to uda. Nie mam zamiaru tkwić tylko przy jednym chłopaku o imieniu Freddie.
-Może pójdziesz teraz się umyć, a potem gdzieś wyjdziemy - zaproponował Justin po chwili.
-Sugerujesz, że wyglądam okropnie i śmierdzę? - podniosłam brew, powstrzymując się od śmiechu.
-Skądże, pachniesz cudownie - zaśmiał się.
Szatyn objął mnie w pasie i pociągnął na siebie. Leżałam tak sobie na nim, machając nogami.
Jakby na potwierdzenie swoich słów Justin zaciągnął się moim zapachem, na co się zaśmiałam chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
-Może pójdziemy dziś na rowery? - zapytał.
-Dawno nie jeździłam na rowerze! - uśmiechnęłam się.
Pamiętam jak tata uczył mnie jeździć. Mama leżała w ogródku pod ogromną parasolką i przyglądała się jak jeździłam na ulicy. Jason wtedy już jeździł przede mną, co chwile się popisując. Zazdrościłam mu. Chciałam umieć to co on, żeby rodzice byli ze mnie dumni, że już umiem. Wiara w to, że mi się uda pomogła. Powtarzałam sobie w duchu, iż teraz się nie wywalę. Podziałało. Poprosiłam ojca, by teraz już mnie nie trzymał. Spojrzał na mnie z troską, ale ja tylko pokiwałam głową, na znak że dam sobie radę. Uśmiechnęłam się, powiedziałam sobie pod nosem "dasz radę" i ruszyłam do przodu. Pedałowałam do przodu, z dumą umieszczoną na twarzy. Zatrzymałam się nieduży kawałek za tatą i spojrzałam na niego. Z uśmiechem na twarzy zaczął klaskać i krzyczeć "udało Ci się, księżniczko!". Następnie spojrzałam w kierunku mamy, która wtórowała ojcu. Od tego momentu wiem, że dobra motywacja działa cuda. 
W przypadku Freddiego, miałam tą motywację. Był nią Justin. Naprawdę jest cudowny, troszczy się o mnie, nie pozwoli by stała mi się krzywda. Lepszego przyjaciela nikt nie ma. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że przy nim dam radę. Sama nie wiem co by było gdyby nie Justin. Z pewnością siedziałabym teraz w pokoju, płakała i użalała się nad sobą. Przy nim czuję się silniejsza, pewniejsza. Idealnie siebie dopełniamy.
-O czym myślisz? - mruknął.
-O Tobie.
-O mnie? - zapytał trochę zmieszany.
-Tak. Cieszę się, że Cię mam. Gdyby nie Ty, prawdopodobnie siedziałabym w kącie płacząc.
-Zawsze będę.
-Wiem - odpowiedziałam szczerze. - Dobra, idę się umyć.
Justin zaczął się śmiać za co dostał kuksańca w bok. Udał urażonego ale potem ponownie wybuchnął śmiechem. Idąc do łazienki spiorunowałam go wzrokiem przez co przestał się od razu śmiać. Gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi, ponownie usłyszałam jego słodki śmiech.
Idiota - pomyślałam z bananem na twarzy.
Zdjęłam z siebie koszulkę Justina oraz bieliznę. Rzuciłam to gdzieś w bok a następnie weszłam pod prysznic. Odkręciłam kurki i poczułam na ciele gorącą wodę, która rozluźniła moje mięśnie. Namydliłam ciało waniliowym żelem, a włosy malinowym szamponem, który Justin specjalnie kupił dla mnie. Sama go o to poprosiłam, haha. Dość często u niego nocuję, więc nawet można powiedzieć że kazałam mu kupić ten szampon. Tak samo Zayn, w sumie dawno u niego nie nocowałam. 
Właśnie, Zayn!
Nienawidzi mnie. On mnie nienawidzi! Jak ja mogłam go tak wczoraj potraktować? Jest moim przyjacielem od małego. Boże, oby mi wybaczył.
Spłukałam z siebie pianę a następnie opuściłam kabinę prysznicową. Przetarłam włosy, tak aby nie kapały z nich kropelki wody i opatuliłam się brązowym, puszystym ręcznikiem. 
Nie mam ciuchów! Cholera.
-Juuuuuustin! - krzyknęłam.
-Co się stało? - krzyknął zza drzwi.
-Nie mam ciuchów! Ani bielizny!
-Zaraz coś znajdę. 
Może coś przyzwoitego zostawiłam u Justina. Oby.
-Otwórz - usłyszałam.
Podeszłam do drzwi i przekręciłam zamek. Justin otworzył drzwi i podał mi moją bieliznę oraz moje czarne legginsy i zwykłą białą koszulkę, która z pewnością nie należała do mnie. 
-Nic innego nie znalazłem.
-Pojedziemy do mnie przed tymi rowerami, dobrze?
Justin przytaknął i zamknął za sobą drzwi. Nie przekręcając zamka po prostu ubrałam bieliznę. Potem ciuchy i na głowie zawiązałam ręcznik w turban. Przyjrzałam się mojemu odbiciu w lustrze. Wyglądałam okropnie! Opuchnięte, czerwone oczy, wory pod oczami. Fuj.
Przemyłam twarz zimną wodą, by trochę się ogarnąć. Ale nadal wyglądałam jak potwór. Koniecznie potrzebuję moich kosmetyków. Moje ubrania które leżały w kącie, wrzuciłam do kosza na pranie. Opuściłam łazienkę i zobaczyłam Justina w samych bokserkach. 
No, ładnie Selena, zawsze wiesz w którym momencie wejść.
-No nie śliń się tak, wiem że jestem seksowny.
Tak Bieber, jesteś mega seksowny i umięśniony! Jeju, ten jego brzuch. Gwałćcie wzrokiem, póki możecie.
-Jezu, przestań się ślinić! Po prostu dotknij - powiedział całkiem poważnie na co wybuchnęłam śmiechem.
-Chciałbyś.
Justin bez skrępowania nasunął na swoje biodra ciemnoniebieskie jeansy, które zawsze nosił nisko opuszczone.
-Macaj póki jeszcze możesz.
-Po prostu się ubierz - zaśmiałam się.
Westchnął.
-Nie wiesz co tracisz.
Szatyn zakrył swój tors białą koszulką, a na to nałożył rozpinaną koszulę w czerwono-białą kratę. Spojrzałam przez okno, była idealna pogoda. Słońce, małe samotne chmurki i niebieskie niebo. Uśmiechnęłam się na samą myśl o rowerach. 
-Gdzie moja sukienka i żakiet? - zapytałam.
-W praniu - zaśmiał się.
Nałożyłam na nogi wczorajsze szpilki a do torebki schowałam moje rzeczy. 
Oboje zeszliśmy na dół a następnie opuściliśmy dom. I co teraz? Mam iść pieszo w tych ciuchach? 
Justin ruszył do garażu, gdzie pewnie trzymał swój rower. 
-Um, Justin ja muszę się przebrać - przypomniałam mu.
-Wiem. Jedziemy - powiedział wyprowadzając rower z garażu, po czym zamknął go.
-Oczywiście, pójdę pieszo, a Ty rowerem.
-Nie jestem aż tak niedobry - położył swoją dłoń na sercu i udał oburzonego.
-Oh, zapomniałam, jesteś tak kochany - zaśmiałam się kładąc dłonie na jego policzkach.
-Jedziemy samochodem. Żeby się nie wracać po prostu wsadzę rower do bagażnika.
-A co jak się nie zmieści?
-Złożę siedzenia. Sely, używanie mózgu nie boli - zaśmiał się.
Ugh!
Wkurzona kopnęłam go w tyłek kolanem, łapiąc się dłońmi za jego ramiona. Ten szybko wykorzystał sytuację i od tyłu chwycił mnie za uda. 
-Zaraz mnie opuścisz! - pisnęłam.
Justin podrzucił mnie tak, że teraz moje nogi swobodnie zwisały z jego ramion. 
-Spadnę! - ponownie pisnęłam czując że spadam w dół.
Szybko chwyciłam się jego za szyję.
-Dusisz! - jęknął szatyn.
-I dobrze.
-No, kogo ja tu niosę i co z nim zrobię?
-Puścisz na ziemię? - zapytałam nachylając się nad jego szyją, całując go w policzek.
-Przepraszam, nie usłyszałem, co zrobię? - zapytał wskazując palcem na policzek.
Z uśmiechem cmoknęłam go ponownie w policzek. Zadowolony puścił mnie na ziemię a ja pobiegłam do samochodu. Wskoczyłam na miejsce pasażera, a chłopak umieścił rower w bagażniku, poprzednio składając tylne siedzenia. Po chwili opadł na siedzenie obok mnie i odpalił samochód. Usłyszałam w radiu piosenkę Eminema i Rihanny - The Monster i zaczęłam cicho śpiewać, co przerodziło się w głośny śpiew. Justin na początku zaczął się śmiać, ale potem razem ze mną wydzierał się, bo śpiewem to nazwać nie można, na cały samochód. Zaczęłam, no niby tańczyć jak idiotka co jeszcze bardziej rozśmieszyło Justina, ale potem już tańczył ze mną, oczywiście nadal skupiając się na drodze. I tak z następną piosenką, aż dojechaliśmy pod mój dom.
-Wjedź może na podwórko - powiedziałam wyskakując z samochodu.
Otworzyłam bramę, a Justin wolno wjechał. Zaparkował na trawie obok wjazdu i wysiadł z auta. 
-W garażu jest rower, sprawdź czy opony są napompowane. Jeśli nie, poszukaj gdzieś pompki, powinna być na górnej półce nad rowerem - powiedziałam.
-A który to Twój rower? - zapytał gdy wielkie drzwi garażowe się otworzyły.
-Czerwony.
Justin pokiwał głową a po chwili znikł w garażu. Ja natomiast pobiegłam do domu, wbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi do swojego pokoju. Stanęłam przed szafą a następnie ją otworzyłam. 
Wybrałam swój zestaw i poszłam do łazienki. Ubrałam szorty z wysokim stanem, a w nie wsadziłam koszulkę. Stopy wsunęłam w czarne vansy z panterką. Doprowadziłam swoją twarz do porządku, aby nie było widać tych worów. Na nos nałożyłam nowe okulary a do kieszeni szortów wsadziłam telefon i opuściłam dom zabierając klucze. 
-Gotowa? - zapytał ilustrując mnie od stóp do głów.
-No nie ślin się tak, wiem że jestem seksowna - powiedziałam tak jak on wcześniej.
-Nie zaprzeczam.
Uśmiechnęłam się i wsiadłam na swój rower, na którym tak dawno nie jeździłam. Na początku ledwo utrzymałam równowagę, ale potem było normalnie. Justin wyciągnął swój niebieski rower i ruszyliśmy. 
-Gdzie jedziemy? - zapytałam.
-Pokaże Ci moje ulubione miejsce.
Pokiwałam głową a po chwili jechaliśmy najpiękniejszymi ulicami LA. Było tu naprawdę pięknie. Justin podjechał bliżej mnie i chwycił za rękę.




Poczułam przyjemne dreszcze rozchodzące się od miejsca w którym nasze dłonie się złączyły, aż po stopy. Dzięki Justinowi mogę się odprężyć, zapomnieć na chwilę o całym świecie. I Freddiem. 
Zabrałam swoją dłoń, ponieważ traciłam panowanie nad rowerem. Justin mruknął niezadowolony, co wywołało u mnie cichy chichot, który pewnie usłyszał. 
   Po dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się na łące, gdzie niedaleko znajdowało się jezioro a obok niego duże drzewo. Justin rozłożył koc, który wcześniej zabrał z bagażnika. Szkoda, że nie ma nic do jedzenia, byłoby cudownie. Bo co może być ważniejszego niż jedzenie, nie?
-Dziękuję Ci - powiedziałam patrząc na niego z uśmiechem gdy leżeliśmy na plecach.
Justin przeniósł wzrok z nieba na mnie.
-Za co?
-Jesteś przy mnie. Justin, nigdy Ci tego nie mówiłam, choć dziękowałam. Ale naprawdę się cieszę, że wtedy przyszedłeś na dach. To byłoby głupie, zabić się przez kogoś kto Cię nie kochał, ale Ty go kochasz najmocniej na całym świecie. 
Na twarzy Justina zagościł szeroki, szczery uśmiech.
-Cieszę się, że tak myślisz - rozłożył szeroko ramiona. - Chodź tu do mnie.
Posłusznie przyczołgałam się do niego i położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Boże, on musi być tak umięśniony? Naprawdę? Oraz przystojny! Bardzo przystojny.
-Ty płaczesz czy się ślinisz znowu?
-Justin! - jęknęłam z nutką irytacji. 
-Boże Selena! Wiem, że jestem seksowny, no ale gdybyś tak przestała się ślinić i w końcu się na mnie rzuciła, nie pogardziłbym. 
-Jesteś okropny - zaśmiałam się uderzając pięśćmi w jego tors.
-Ale i tak mnie kochasz! - uśmiechnął się od ucha do ucha.
Z kieszonki szortów wyciągnęłam telefon i puściłam piosenkę. 
Zaczęliśmy się wygłupiać jak w samochodzie, tańczyć jak opętani i śpiewać piskliwym głosem. Było przy tym dużo śmiechu, strasznie bolał mnie przez to brzuch. 
-Złap mnie! - krzyknęłam z uśmiechem, biegnąc.
Justin od razu ruszył za mną. Cały czas się śmiałam oraz oglądałam za siebie. Był już blisko. 
Gdy czułam że jest centralnie za mną, zatrzymałam się i szybko odwróciłam. Justin jeszcze biegł przez co wylądowaliśmy na trawie, wśród pięknych, pachnących kwiatów. 

Nic nie trwa wiecznie, więc tańczmy dziś wieczorem
Podobnie jak nigdy nie będziemy widzieli porannego światła 
Żyjemy kiedy słońce nie zajdzie 
Żyjemy kiedy słońce nie zajdzie 
Nic nie trwa wiecznie, więc tańczmy dziś wieczorem
Podobnie jak nigdy nie będziemy widzieli porannego światła 
Żyjemy kiedy słońce nie zajdzie 
Żyjemy kiedy słońce nie zajdzie 
Chodź, chodź 
W tych dniach żyj tylko chwilą 
Ty możesz, możesz dostać to, co chcesz 
Nie ma potrzeby się martwić, idź dalej i dalej
Nic nie trwa wiecznie, więc tańczmy dziś wieczorem
Podobnie jak nigdy nie będziemy widzieli porannego światła 
Żyjemy kiedy słońce nie zajdzie 
Żyjemy kiedy słońce nie zajdzie 
W tych dniach żyj tylko chwilą
Ty możesz, możesz dostać, to co chcesz 
Teraz albo nigdy
Jest coraz lepiej
Teraz albo nigdy.

Z moich ust wydobył się cichy chichot, gdy poczułam oddech Justina przy moim uchu. 
-Mam Cię - szepnął a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
-Wcale że nie. To ja się zatrzymałam.
Justin spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam iskierki, które nie były mi znane.


Justin's POV:

Spojrzałem na nią, była taka piękna. Patrzyła na mnie swoimi głębokimi, brązowymi oczami, w których można było utonąć. W brzuchu poczułem motylki, które dawno u mnie nie gościły. Kiedyś dość często były, ale tylko wtedy gdy myślałem lub wspominałem Melanie. Teraz staram się zapomnieć. Mówią, że te motylki wywołane są przez miłość. Może teraz, właśnie w tym momencie po prostu ze szczęścia? A może jednak ją kocham?
Kocham ją. Zdecydowanie. Ale jak przyjaciółkę. Znam ją niecałe trzy miesiące, dużo czasu z nią spędzam, całe dnie. Ale czy to miłość?
Cholera! To idiotyczne. Dopiero co zerwała z Freddiem, którego bardzo kocha mimo wszystko. A ja uważam, że ją kocham? Żałosne i głupie. Pomyśli, że ją wykorzystuję po zerwaniu. Poczekam i się upewnię, tak będzie chyba najlepiej.

Jest mi cholernie przykro. Zawiodłam się. 7 rozdział - 18 komentarzy, w tym tylko CZTERY ANONIMOWE. 8 rozdział -13 komentarzy PIĘĆ ANONIMOWE. 9 rozdział - 18 komentarzy (wymuszone) DWANAŚCIE ANONIMOWE. Dziwne? No raczej. Przykre? Również.Chciałam tylko zapytać, gdzie wszystkie osoby (nie anonimowe) z poprzednich rozdziałów. Zepsułam się? Źle piszę? Przepraszam, ale dopiero wszystko się rozkręca. Na razie jest to zwyczajne życie bohaterów, już niedługo zacznie się dziać. Jest mi cholernie smutno i przykro z tego powodu. Nie wiem co się dzieje, ale mam nadzieję że komentarze i osoby komentujące się unormują. Bo naprawdę, to zniechęca do pisania, dlatego macie teraz takie gówno i w dodatku krótkie. Prolog ma 11 komentarzy, w tym ŻADNEGO ANONIMOWEGO. A to już dołuje. Naprawdę, możecie uważać, że robię problem z niczego, ale ja myślę inaczej. Chciałabym, aby naprawdę każdy, kaażdy kto przeczytał, skomentował ten rozdział. Jeśli skomentują te same osoby co wcześniej komentowały, rozdział będzie bardzooo długi i drama! Bum! Chciałabym również Was prosić, abyście polecali tego bloga. Byłabym bardzo wdzięczna. A teraz idę topić smutki w bułeczkach z lidla:( Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie misiaczki :)










24 komentarze:

  1. Rozdział jest naprawde fajny wiec nie wiem czemu go nazwłaś gównem :)
    Czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz świetnie;) Rozdział jest MEGA ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny 👌❤️👏

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne!
    moglabys informować mnie o nowych rozdziałach na moim twitterze?nazywam się Demiismyq

    OdpowiedzUsuń
  5. O jacie :) sweet <3 a ta drama to ma byc w nastepnym rozdziale? Jesli tak to juz sie boje :(

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham twoje ff, naprawdę! czytając ten rozdział płakałam jeju, mam nadzieję że niedługo dodasz kolejny rozdział bo chcę wiedzieć co będzie dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Twój ff jest naprawde kurwasuperzajebisty!!! Czekam na nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Boski blog <3 czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowne, uwieliiam twojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ojejku, jaki kochany Justin, uwielbiam Twojego bloga i każdy rozdział komentuję, ale nie mam konta, a nie czuję potrzeby żeby zakładać, ale wiedz że Cie wspieram w pisaniu, ja bym nie potrafiła tak pisać, czekam na następny <3 Ania

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham twoje ff, zapraszam do siebie
    grandebrooks-fanfiction.blogspot.com
    jestem nowa, mam nadzieje że się spodoba

    OdpowiedzUsuń
  12. ej co to za piosenki na twojej playliście?

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej, niedawno trafiłam na twojego bloga i przeczytałam chyba w dwa dni *.* Postaram się rozpisać : 3
    A więc dziękuję Ci za to że Selena i Justin są głównymi bohaterami, cholernie mi się to podoba bo rzadko jest Sel : * Opowiadanie jest przeurocze, tak milutko się je czyta : 3 Mam nadzieję że w niedługim czasie Sel i Jus będą razem : 3 Cudownie by było ^ Fajnie że piszesz takie długie rozdziały, jest przynajmniej co czytać. Fajnie że dodajesz gify ( oby więcej ) ; * Co do samego rozdziału jest cudowny ^ Bardzo mi się podoba to droczenie się JB z Sel ; * Życzę powodzenia w pisaniu dalszych rozdziałów i obiecuję, że na pewno przeczytam i będę je komentować ; )

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudowny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeżeli chodzi o mnie wszystkie rozdziały są megaa.<3
    Przepraszam, że tak strasznie długo nie komentowałam, wiem, że nawaliłam, ale miałam ostatnio sporo roboty na głowie i nie byłam w stanie wszystkiego ogarnąć. Te całe egzaminy, bierzmowanie i jeszcze zamieszanie przed końcem roku. Na dodatek skupiłam się na trochę innej tematyce blogowania, ponieważ dostałam nagłego ataku weny i tak jakoś głupio wyszło, jeszcze raz przepraszam i obiecuję, że postaram się na bieżąco komentować. Czekam na nexta.:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Opowiadanie jest przepiękne. ♥
    I uważam, że piszesz bardzo dobrze. :))
    Czego chcieć więcej?
    Nie przejmuj się komentarzami.
    Jeśli chodzi o mnie, to będę się starała komentować każdy rozdział.

    http://without-commitment-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Ojejku świetny, przepraszam ale nie mam konta :( Kocham twoje opowiadania *.*

    OdpowiedzUsuń